Przygody Entiriego: Polowanie. Rozdział 1

 



Drzwi do placówki badawczej ustąpiły pod mocnym kopnięciem. Do środka wpadł lodowaty podmuch niosący śnieg, a za nim – dwóch mężczyzn w jednakowych, ciężkich płaszczach.

– Ach, wreszcie dotarliśmy! Dziękuję ci, mój kamracie, za ten cudowny płaszcz – powiedział wyższy z nich, zamaszyście zdejmując kaptur. Jasne włosy w kontrolowanym nieładzie opadły mu na czoło, a turkusowe oczy błysnęły, jakby to mróz obudził w nim natchnienie.
– Zaklęcia termiczne, które wkomponowałeś w tkaninę, działają świetnie. Dzięki nim te... tnące szpony mrozu są znośniejsze.

– Kasor, ile razy mam ci mówić, że twoje poetyckie brednie działają mi na nerwy — mruknął niższy mężczyzna, również zrzucając kaptur. Długie, ciemne włosy przylgnęły do jego twarzy, a blizna przecinająca ją od czoła po prawy policzek zdawała się ostrzejsza niż zwykle.
– Poza tym skup się. Jesteśmy w pracy. Galias zwiał i musimy go znaleźć, zanim zrobi komuś krzywdę.

– Pamiętam, druhu, pamiętam. Jednak ta adaptacyjna maszkara, co z otoczenia czyni zbroję i kształt, to niełatwy cel. Do tego porusza się między sferami. – Poeta zamilkł na chwilę, strzepnął śnieg z rękawa po czym dodał. – Skoro sprowadziłeś nas do tej placówki na zamarzniętym pustkowiu, mniemam, że masz plan.

– To laboratorium badawcze... a przynajmniej tak mi się wydaje. Pewnie mają tu sprzęt obserwacyjny, nic wybitnego, ale powinno wystarczyć. Mam zamiar przekonać naukowców, żeby pozwolili mi z niego skorzystać.

– Mam jednak nadzieję, że będziesz w tym przekonywaniu delikatny. Z doświadczenia wiem, że woleliby spotkanie z milszą stroną sławetnego Entiriego. – Uśmiechnął się Kasor podążając korytarzem.

– Masz mnie za jakiegoś barbarzyńce?

Kasor przystanął i udając zdziwionego zapytał:
– To nie ciebie nazywali przypadkiem Kosa?

Entiri nie odpowiedział, wszedł do kolejnego pomieszczenia i odetchnął głęboko.

– Śmierdzi świeżą krwią. Albo to placówka badawcza wampirów, albo Galias już tu był.

– W tym świecie wampiry nie występują. – Zauważył Kasor, podchodząc do śladu pazurów na ścianie. – A to oznacza, że mamy pokaźniejszy problem.

Entiri zbliżył się do ściany, przykląkł i położył dłoń przy śladzie, jednocześnie wypowiadając zaklęcie.
– Analiza strukturalna.
Fala energii magicznej przeszła przez ścinę i wróciła do dłoni Entiriego. W jego głowie pojawiło się mnóstwo informacji o badanym obiekcie.

– I co ustaliłeś przyjacielu? – Rzucił Kasor

– Ściana z porządnego żelbetu zbrojona stalowymi prętami. Jeśli dobrze pamiętam wytrzymałość żelbetonu w przypadku ściskania to jakieś dwadzieścia pięć megapaskali, więc nacisk punktowy musiał mieć przynajmniej osiemdziesiąt kiloniutonów. To byłby nacisk jednej łapy. Ślad wszedł dość głęboko, jednak nie na tyle, żeby uszkodzić zbrojenie. Sądze, że był to siłowy docisk, żeby sprawdzić wytrzymałość ściany.
Entiri przejechał palcem wzdłuż jednej z bruzd.


– Szerokość czterech centymetrów przy głębokości półtora… Ostrze z małą powierzchnią styku. To na pewno nie były pazury z kości. Żelbeton to piątka w skali Mosha, keratyna by się rozleciała.

– Nasza poczwara zaabsorbowała coś twardego i zrobiła z tego pazury. Co z rozstawem?

– Dwadzieścia centymetrów pomiędzy środkowymi pazurami. Zakładając czteropalczasty rozstaw, szerokość łapy to jakieś pięćdziesiąt do sześćdziesięciu centymetrów. Przy proporcjach ciała zbliżonych do drapieżników z ziemi... Tak, to coś w stylu większego nosorożca. Dziesięć, może jedenaście ton, jeśli porusza się na czterech łapach.

– Udało ci się wydedukować tyle z jednego śladu? Nigdy nie pojmę, jak to z tobą jest. Masz problemy z ludźmi a z betonu czytasz jak z otwartej księgi.

– To proste, beton nie kłamie, w przeciwieństwie do istot inteligentnych. Jak znajdziemy kolejne ślady, dowiem się więcej.

Przeszli prze wyłamane drzwi do dobrze oświetlonej, przestronnej stołówki. Odłamki stołów i krzeseł walały się po sali, ściany i podłoga poznaczone były śladami pazurów i krwią.

– Niezła rozróba, szkoda, że nikt mnie nie zaprosił.

– Kosa, naprawdę, mógłbyś czasem uszanować pamięć poległych.

– Uszanuję ich pamięć, jak już dorwiemy Galiasa. – Przyklęknął i dotknął śladu krwi na podłodze. – Szczątkowa ilość zaschniętej krwi... zlizywał ją z podłogi i ścian. Nie widzę też żadnych odgryzionych części ciała. Musiał być głodny.

– Drzwi po lewej są chronione zamkiem elektronicznym, te po prawej zaś zostały wyrwane z zawiasów, zgaduję, że poczwara wpadła od prawicy.

– Czyli na początek w prawo... Ciekaw jestem, gdzie go trzymali.

Korytarz był dość mocno zniszczony. Na podłodze pełno było śladów po pazurach. Kosa przykląkł przy jednym z nich.

– Dość głębokie, przypuszczam, że Galias śpieszył się do stołówki.

– Jednak jego maniery przy posiłku pozostawiają wiele do życzenia.

– Serio Kasor? – Powiedział wstając – A to nie ty mówiłeś przypadkiem, żebym uszanował poległych?

– „Jeśli mam do wyboru śmiać się, albo płakać, wolę się śmiać.”

– Błagam, nie cytuj mnie, to brzmi kiepsko kiedy ty to mówisz.

Przeszli prze kolejne, wyrwane drzwi i znaleźli się w sporej, mocno zniszczonej sali. Fragmenty mebli leżały pod ścianami a po podłodze walały się dokumenty badawcze. Na środku sali stała sporych rozmiarów, stalowa klatka z rozerwanymi kratami.

– Jakby huragan zagłady i zniszczenia znalazł drogę przez tę salę.

– Mówisz? Mnie bardziej interesuje ta klatka.
Entiri podbiegł do klatki i dotknął krat.

– Na oko stal pancerna. Jakieś dwa i pół centymetra grubości. Sprawdź w bazie danych wytrzymałość.

– Znasz wytrzymałość żelbetonu a nie znasz stali pancernej?

– Z żelbetem mam częściej do czynienia.

– A magiczne słowo?

Entiri uśmiechnął się szeroko
– Teraz.

Kasor zażenowany odpowiedzią towarzysza zaczął ruszać palcem po ekranie dotykowym, który był wbudowany w lewy karwasz, szukając odpowiednich informacji.
– Jest, najczęściej stosowana ma wytrzymałość od tysiąca czterystu do nawet tysiąca sześciuset megapaskali. Czyli poczwara musi mieć siłę...

– Nie licz. – Przerwał mu Entiri. – Wystarczy powiedzieć, że bardzo dużą. – Entiri odszedł od klatki. – Po drugiej stronie sali są kolejne drzwi... to prawdopodobnie tam poszedł Galias. Ja jednak wolałbym się wrócić do tamtych drzwi z zamkiem szyfrowym.

– Dlaczegóż to? Czyżbyś obawiał się dalszej pogoni, i chciał odłożyć w czasie konfrontację z bestią?

– Eee... nie. Chcę się dowiedzieć, czym go tutaj karmili, a na samą myśl o zbieraniu rozsianych po sali dokumentów zbiera mi się na wymioty. Zamki elektroniczne zazwyczaj strzegą dostępu do ciekawszych pomieszczeń, może znajdziemy jakąś bazę danych.

– To brzmi jak wspaniała koncepcja, chodźmy.

To powiedziawszy, udali się w stronę drzwi z zamkiem elektronicznym. Nie wiedzieli jednak, że bestia już ich wyczuła.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 8

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 4

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 3