Przygody Entiriego: Polowanie. Rozdział 2

 




Zamek elektroniczny w drzwiach do części biurowej był dość prosty. Prawdopodobnie to tylko masowo produkowany model, który miał dać ułudę bezpieczeństwa. Natomiast tutaj był tylko formalnością. W końcu placówka badawcza znajdowała się na lodowym pustkowiu, jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów od najbliższego miasta.
Niemniej jednak ten prosty zamek blokował dalszą drogę obieżysferom.

– No, Kasor. Teraz twoja kolej, popisz się. – Entiri poklepał Kasora po ramieniu.

– Ja? – Zapytał zdziwiony. – Myślałem, że ty chcesz się pobawić w hakera.

– Ja czytałem ślady, jeśli będę też hakował zamki i systemy komputerowe to do niczego nie będziesz mi już potrzebny. Do roboty, mój ty tygrysie klawiatury.

Kasor podszedł do zamka i zaczął go dokładnie oglądać.

– Naprawdę, gdybym wiedział, że będę musiał zajmować się czymś tak trywialnym, jak łamanie systemów zabezpieczeń, nie szedłbym z tobą na tę wyprawę.

– Przypomnę ci, że to ty zobaczyłeś Galiasa w wymiarze Harken, gdzie nie powinno go być, i to tobie uciekł. Jakbyś go wtedy złapał, nie byłoby nas tu.

– Dramatyzujesz przyjacielu. Zastanawiam się jednak, skąd się tam wziął... przecież Galiasy żyją w wymiarze Zantilus.

– Widocznie zeżarł jakiegoś innego obieżysfera i zaadaptował magię, takie rzeczy się zdarzają. – Rzucił Kosa, jakby mówił przeterminowanym jogurcie.

Po dłuższej chwili dłubania w zamku usłyszeli ciche kliknięcie, drzwi do części biurowej stały otworem.

W sali było ciemno. Po kilku chwilach szukania włącznika udało im się zapalić światło.
Pomieszczenie nie wyglądało na zbyt uporządkowane – biurka zasypane dokumentami, laptopami, kubkami po kawie i innymi biurowymi drobiazgami. W rogu stał ekspres do kawy, który natychmiast przyciągnął uwagę Entiriego.


– Polujemy na potencjalnie śmiercionośnego Galiasa, a ty robisz sobie kawę?! – Kasor, chyba z lekkiego szoku, porzucił swój zwyczajowy poetycki ton. – Mógłbyś chociaż przez chwilę zachowywać się poważnie.
Kosa niezrażony nalał sobie kawy do kubka.
– Nigdy nie bądź poważny na siłę. To moja zasada i tego się trzymam – odparł, upijając łyk, po czym się skrzywił.
– Okropna lura. Faktycznie, mogłem to sobie darować.

Entiri odstawił kubek na najbliższe biurko z miną, jakby właśnie popełnił poważny błąd egzystencjalny.

– Skoro już tu jesteśmy, rozdzielmy się. Ty sprawdź tamtą część, ja zajrzę do pokoi po lewej. Szukaj czegoś z nazwiskiem, tytułem naukowym, listami obecności. Czegokolwiek, co wskaże, kto tu rządził.

Kasor skinął głową i zaczął przekładać stosy papierów na najbliższym biurku, podczas gdy Entiri zniknął w korytarzu prowadzącym do bocznych pomieszczeń.

Nie minęło wiele czasu, zanim wrócił, tym razem z lekkim uśmiechem na twarzy.

– Mam gabinet. Drzwi z tabliczką "Dr Argo Nivelle, kierownik projektu". Co ciekawe mają stary, dobry zamek zapadkowy.

– Zapadkowy? Znaczy wspomniany doktor nie ufał nazbyt technologii. – Mruknął pod nosem Kasor. – Prowadź.

Dotarli do metalowych, pokrytych zielona farbą drzwi, Kosa przykląkł przy nich i wyjął ze swojej torby etui z wytrychami. Nie wyglądało na nowe, materiał był poprzecierany w niektórych miejscach, a zamiast zatrzasku wszyty był guzik od spodni.
– No witaj stary przyjacielu, może byś się tak przede mną otworzył? – Rzucił półżartem w stronę zamka.

Kasor tylko westchnął.
– Daj znać, jak skończysz się popisywać.

Entiri nie odpowiedział. Jego ręce poruszały się szybko i płynnie, niemal bezdźwięcznie. Wytrych zatańczył w zamku, jakby znał go od lat.
Po kilku sekundach rozległo się ciche klik.

Kosa nacisnął na klamkę, drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.

– Co ja słyszę, nienaoliwione zawiasy, doktorek miał łeb na karku.

– Czy przypadkiem skrzypiące zawiasy nie są oznaką niedbalstwa? – Zapytał ze zdziwieniem Kasor.

– Niekoniecznie, jeśli jesteś zanurzony w pracy, takie skrzypnięcie może cię zaalarmować, to swego rodzaju metoda szybkiego ostrzegania... podobne jak skrzypiące deski w podłodze.

Kasor pokiwał głową ze ze zrozumieniem.
– To dlatego drzwi wejściowe w twoim domu wydają tak upiorne dźwięki.

Entiri podszedł do biurka, na którym walały się teczki z dokumentami. Po chwili przeglądania papierów udało mu się wyłowić laptopa. Otworzył go i uruchomił, a ekran rozświetlił się ze znajomym napisem: Ubuntu

– Dobra, Kasor, zabierz go ode mnie, to twoja działka. – powiedział, natychmiast odsuwając się od laptopa i chwytając pobliską teczkę z dokumentami.

– Przecież lepiej znasz się na standardowych systemach operacyjnych. – rzucił zdezorientowany Kasor.

– Standardowych? Tak. A tu ktoś zainstalował Linuxa. Ty jesteś naszym lokalnym ekspertem od dziwnych systemów.

Kasor nie dyskutował. Usiadł przy biurku, a jego palce zatańczyły na klawiaturze.

Złamanie zabezpieczeń zajęło Kasorowi piętnaście minut. Właściciel laptopa najwyraźniej znał się na cyberbezpieczeństwie. W tym czasie Kosa przeszukiwał bardziej staromodne nośniki danych — stosy teczek i segregatorów. Dość szybko zorientował się jednak, że dokumenty dotyczyły głównie list pracowniczych, raportów stanów magazynowych, faktur za sprzęt naukowy i danych meteorologicznych.

Nic, co by podniosło ciśnienie.


– Wszedłem!. – Kasor uśmiechnął się z satysfakcją. – Doktor znał się na rzeczy, to było wyzwanie. Teraz zobaczmy, co kryło się za tą cyfrową fortecą.

Entiri porzucił segregator, który przeglądał i podszedł do Kasora, po czym oparł się o ścianę.
– Szukaj logów badawczych, skup się na ostatnich sześciu miesiącach.

– Dlaczego akurat taki okres? – Rzucił Kasor, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Znalazłem faktury, przez ostatnie pół roku mieli zwiększone dostawy żywności.

Kasor zaczął porządkować dane chronologicznie.

– Mam coś, wpis z dwudziestego piątego kwietnia bieżącego roku. Systemy obserwacyjne wykryły jakąś anomalię, wysłali zespół, żeby ją sprawdzić. Wrócili z czymś, co wyglądem przypominało niedożywionego psa. Nazwali to: „obiekt D”.

– Brzmi obiecująco, co dalej?

– Nakarmili go i zbadali. Wedle raportu przypominał psa tylko z zewnątrz. Zespół medyczny z ciekawości zrobił mu rezonans. Miał kompletnie inną budowę wewnętrzną. Szef zespołu mówił, że nigdy czegoś takiego nie widział.

– Mhm, pasuje do Galiasa, kolejny wpis?

– Siódmy maja, Obiekt D przejawia znacznie zwiększone zapotrzebowanie na żywność. Przybiera na wadze i wygląda coraz lepiej. Przewinę trochę, jest tutaj dużo niepotrzebnych informacji.
Milczał przez chwilę, starając się wyszukać najważniejsze wpisy.


– Mam, osiemnasty czerwca, jeden naukowiec przez przypadek zrzucił nożyczki ze stołu. Obiekt D je zjadł. Następnego dnia zorientowali się, że jego pazury są z metalu.


– Czyli kiedy Galias był jeszcze słaby, nie był agresywny, pozwalali mu kręcić się po bazie.


– Trwało to do drugiego lipca, jeden naukowiec został zagryziony, kiedy badał możliwości obiektu D w kwestii powielania materiałów. Zamknęli go wtedy w tamtej klatce. – Kontynuował Kasor.


– Typowe dla stwora, który ze zwierzyny zmienia się w łowcę.


– Dalej są już tylko informacje o dużych ilościach żywności, i o przybierającej masie i wymiarach obiektu. Dieta bogata w białka i węglowodany. – Kasor zamilkł nagle, jakby zobaczył coś strasznego.


– To jednak nie wyjaśnia, jak przebił się przez kraty, wątpię, żeby te nożyczki były ze stali pancernej. – Entiri podniósł głowę i spojrzał na Kasora. – Coś się stało?


– Aby zbadać możliwości replikowania materiałów, karmili go różnymi rzeczami... W tym diamentem.

W gabinecie zapadła nagła cisza, która po chwili została przerwana przez Entiriego.
– Kurwa mać. – Rzucił pod nosem. – Czyli gdzieś tam lata sobie Galias z diamentowymi pazurami. Będą kłopoty.

– Zaraz! Diamentowe pazury? Nie przesadzasz aby? Wiemy, że może replikować różne surowce i wykorzystywać je do ulepszeń organizmu. Nie sądzę jednak, że może to zrobić z diamentem.

– A możesz to wykluczyć?

– Nawet jeśli mógłby użyć diamentów, to skąd weźmie materiał? Dali mu tylko jeden diament poniżej trzech karatów.
– Diamenty to po prostu inna forma węgla, mógł użyć magii w swoim organizmie, żeby przerobić węgiel z diety na struktury podobne do diamentów.

– Ale! – Kasor nie chciał dopuścić do siebie takiej możliwości.

Entiri przerwał mu praktycznie od razu.
– Bierz pod uwagę wszystkie możliwości, nawet te absurdalne, wtedy nic cię nie zaskoczy.

Huk.
Entiri i Kasor spojrzeli po sobie.
A potem zobaczyli — diamentowe pazury przecięły się przez drzwi do gabinetu jak przez karton.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 8

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 4

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 3