Przygody Entiriego: Polowanie. Rozdział 3

 



Pierwszy zadziałał Entiri. Błyskawicznym ruchem chwycił kołnierz siedzącego obok Kasora i pociągnął, przesuwając poetę w swoją stronę. W następnej chwili Galias wpadł do sali wraz ze sporym kawałkiem ściany i resztkami drzwi, po czym wbił biurko w ścianę. Kosa pociągnął Kasora w stronę wyrwy w ścianie jednocześnie wyciągając z kabury swoją wysłużoną berettę, i oddał pięć strzałów. Pociski odbiły się od twardej skóry potwora, który dość mocno dyszał.

Zaczęli biec przez pomieszczenie biurowe, ścigani przez Galiasa. Kosa prowadził ich w kierunku drzwi wejściowych.

– Mógłbyś wyciągnąć coś mocniejszego niż tą dziewiątkę! – Krzyknął zdenerwowany Kasor. – Jestem pewien, że w swojej torbie przechowania trzymasz masę potężnego szpeju.

– Bierz siły na zamiary Kasor, mam plan.

– Jaki?

– Kurwa sprytny! – Odkrzyknął mu zirytowany Kosa.

Wbiegli do stołówki i skręcili w prawo, przebiegli przez wyrwane drzwi i znaleźli się przy wejściu do placówki. Galias z racji swoich gabarytów był o wiele wolniejszy, to też mieli czas na oddech.

Entiri sięgnął do swojej torby i wyjął z niej pięć oznaczonych na niebiesko granatów, 2 z nich podał Kasorowi, następnie położył rękę na drzwiach wejściowych.

– Granaty z ciekłym azotem? – Rzucił sceptycznie Kasor. – Wątpię, żeby go to powstrzymało.

– Zauważyłeś jak dyszał? – Ton Entiriego przeszedł na bardziej naukowy.

– Zmęczył się, to i dyszy, co w tym dziwnego?

– Galiasy w momencie szybkiego wzrostu mają problem z termoregulacją, więc na jakiś czas przechodzą w stan zmiennocieplny. Jak go trochę ochłodzimy, to może wejdzie w hibernację.

W turkusowych oczach Kasora pojawił się błysk zrozumienia, przeszedł na bok sali, dla lepszej pozycji, po czym powiedział :
– Robimy to.

Po napiętych kilku chwilach usłyszeli kolejny huk, i do pomieszczenia wpadł rozszalały Galias. Kosa szarpnął za klamkę, do pomieszczenia wpadła szalejąca zamieć .Entiri odbezpieczył granat i rzucił go w kierunku potwora.

Granat uderzył bestię w pysk, po czym eksplodował ciekłym azotem, rozbryzgując go po podłodze i skórze bestii. Kropelki substancji tańczyły dookoła, nie mogąc fizycznie dotknąć powierzchni. Temperatura zaczęła dość szybko spadać. Następnie uderzył drugi granat, rzucony przez Kasora.

Entiri sięgnął po miecz, wiszący u lewego boku, i ciął nim Galisa. Wiedział, że nie wyrządzi mu krzywdy i nie było to jego celem. Chciał go rozdrażnić, skupić na sobie i zmusić do ruchu.

Bestia ruszyła się, ale nie w sposób, jakiego oczekiwał Kosa. Stwór, lekko już ospałym ruchem odwrócił się w stronę korytarza prowadzącego do stołówki. Chciał jak najszybciej oddalić się od źródła przenikliwego mrozu.

– Próbuje uciec, zatrzymam go!
Kasor rzucił się w stronę drzwi prowadzących do stołówki. Używając swojej magii w biegu stworzył tarczę. Stanął między korytarzem, a Galiasem.

– Kasor, to głupi pomysł jest! – Krzyknął Entiri, rzucając kolejny granat.

Bestia zaszarżowała do przodu, machnęła głową, jakby chciała odtrącić natrętną muchę i uderzyła w tarczę Kasora, odrzucając go w bok. Zwierzę wbiegło do wnętrza korytarza, a poeta z impetem uderzył o ścianę.

Kasor próbował się podnieść, zakaszlał krwią.
– Nie dość, że żebra, to jeszcze płuca? – Jęknął z bólem.

Po chwili był przy nim Entiri, uderzył go lekko w głowę wierzchem dłoni
– Masa razy przyśpieszenie, mówi ci to coś? Co ty sobie myślałeś?
Kosa zrugał go delikatnie, sięgając do swojej torby. Wyjął z niej mały futerał z czerwonym krzyżem. Equliańska apteczka.

– Myślałem, że zatrzyma się widząc sławetnego poetę.

– Skoro żartujesz, to wszystko z tobą w porządku.
Otworzył ją, wybrał strzykawkę z gęstym, czerwonym płynem. Podwinął Kasorowi rękaw, po czym wbił igłę w żyłę i nacisną tłok.
– Każdy obieżysfer jest po trosze masochistą. I uzależnionym od medykamentów ćpunem, możesz szukać przygód dalej. – Rzucił żartobliwie i poklepał go po ramieniu.

Usłyszeli stukot dochodzący ze stołówki, po czym głośny huk. Entiri schował apteczkę, po czy wstał i wyciągnął rękę do Kasora.

– Chodź, zobaczymy co kombinuje Galias.

– Jestem poważnie ranny, daj mi odetchnąć. – Powiedział teatralnie Kasor.

– Wstrzyknąłem ci A piątkę, nic ci nie jest.

– Ból dalej przeszywa me ciało.

– Boli, znaczy, że żyjesz, nie marudź, idziemy.

Kasor wstał niechętnie i poszedł za Entirim w głąb korytarza.

Kiedy weszli do stołówki potwór już na nich czekał. Znaczy czekałby, gdyby nie był zajęty leżeniem na podłodze z zamkniętymi ślepiami. Entiri rzucił jeszcze jeden granat. Galiasy co prawda nie miały w zwyczaju udawać snu, ale lepiej dmuchać na zimne.

– Czyli jednak hibernacja. – Mruknął Kasor. – Co z nim robimy? Zostawiamy tutaj czy...?

– Ta, zostawimy, jeszcze to przeżyje i wróci, żeby ugryźć mnie w tyłek, wiesz, jakie one są pamiętliwe. – Przerwał mu Entiri. – Zadzwonię do Dwena. Chłopaki z instytutu biologicznego marudzili ostatnio, że nie mają ciekawych okazów do badań. Jedenasto-tonowy Galias będzie jak znalazł.
– Chcesz go zabrać do Equlis?! A co jak znowu zwieje? – Oburzył się lekko Kasor.
– Nie zwieje, Dadzą go na dietę niskokaloryczną i ustawią osłonę, żeby nie mógł przeskoczyć do innego świata.

– Nie przekonałeś mnie.

– W porządku. Jak zwieje, to nie będzie już twój problem... pasuje? Poza tym słyszę, że naprawdę mocno oberwałeś, bo zacząłeś mówić normalnie.

Kasor odchrząknął.
– Wybacz druhu, uderzenie wybiło mnie z rytmu. Skoro tak stawiasz sprawę, to nie mam z tym problemu.

Kosa podniósł lewą rękę, zaczął stukać w ekran dotykowy karwasza, szukając odpowiedniego kontaktu.

– Dwen?

– Kosa! – Rozbrzmiał przyjemny dla ucha głos, który prawdopodobnie należał do starca. – Dzwonisz pogadać, czy znowu coś wysadziłeś?

– Nie tym razem, dzwonię w interesach. Mam dla ciebie prezent.

– Jeśli znowu chcesz mi wcisnąć czarnobylitówkę, to zadzwoń do kogoś innego.

– Jedenasto-tonowy Galias. Jak to brzmi?

– Pieprzysz. – Rzucone z niedowierzaniem.

– Dobrze wiesz, że obecnie nie mam kogo. – Odpowiedział Entiri lekko rozdrażniony. – Notuj, żywy, cały, zmiennocieplny w stanie hibernacji.

– Już wysyłam oddział. Będą tam w ciągu godziny.

– Dłużej się nie da? Niech przynajmniej wezmą ze sobą bloker przestrzenny. A nie tak jak ostatnio, plastikowy kontener na śmieci i dobre chęci.

– Bloker? Okaz skacze między światami co? Pogonię trochę chłopaków, może uwiną się szybciej.

Dwen rozłączył się bez pożegnania, jak zwykle, gdy zaczynał rzucać rozkazy na wszystkie strony



Entiri jeszcze chwilę stał, przyglądając się śpiącej bestii. Potem wzruszył ramionami.

– No to z głowy.

– Tak po prostu? – spytał poeta.

– A jak inaczej? Fanfary chcesz?

– Zamiast fanfar, może chociaż filiżankę herbaty?

– Jak uda mi się znaleźć w kuchni zdatny do użytku czajnik. Ty pilnuj Galiasa.

Odwrócił się w stronę kuchni i poszedł szukać czajnika, zostawiając za sobą śpiącego bestie, pilnującego bestii Kasora oraz posykujący jeszcze granat zamrażający.

To po prostu kolejna przygoda.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 8

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 4

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 3