Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 10
Po
wyjaśnieniu całej sytuacji wszyscy członkowie sekcji Z byli pełni
werwy. Jednak ich motywacje były… różne.
Dla
jednych była to szlachetność – w końcu chodziło o ponad 150
milionów dusz.
Innym
chodziło o dług – co prawda obieżysferzy nie lubią mieć
długów, ale wprost uwielbiają, kiedy ktoś im wisi.
Oddziałowi
Alfa chodziło o wyciągnięcie Arna z kolektywu.
A
poza tym był jeszcze Kosa – to było zbyt ciekawe, żeby mógł
odpuścić.
Nie
ruszyli od razu. Mają do dyspozycji ST Akaszę, więc należy to
wykorzystać. Ściągnęli inżynierów z IMT, żeby ci mogli
zmodyfikować czujniki statku, co zajęło bite trzy godziny. Jednak
po tym czasie mogli przeprowadzić dokładne skany miasta.
Dodatkowo
przynieśli ze sobą raport z IBE. To wywołało kolejne poruszenie i
kolejną naradę.
Raport
przedstawił sytuację dość jasno. Wirusowe komórki mają bardzo
wysoką czułość na fale psioniczne. Spece z instytutu naprawdę
sprawdzili wszystko.
–
Bzz.
Bzz bzz bzz?
<<
Dobra, co możemy zrobić z tym faktem? >>
–
Jeśli
wirus steruje truposzami za pomocą fal psionicznych, może uda nam
się je zerwać – rzuciła podekscytowana Velira.
–
W
teorii dobre, w praktyce niewykonalne. Musielibyśmy znać
częstotliwość fal. Zbadanie truposza pod kontrolą pomogłoby, ale
wirus raczej nam na to nie pozwoli – odpowiedział Hasel.
–
Nawet
nie wiemy, czy ten wniosek jest poprawny. Dane sugerują dwie opcje.
Albo wirus używa fal psionicznych do kierowania truposzami, albo
jest na nie podatny i można ich użyć jako broni – rzeczowa
kontra Sopelek zbiła wszystkich z tropu.
Velira
spojrzała wyczekująco na Kosę. Miała przeczucie, że wpadł na
kolejny wyjątkowo głupi, ale działający pomysł.
–
Świetnie,
to wy tutaj teoretyzujcie, a ja zbuduję odbiornik – odpowiedział
nonszalancko, kierując się do wyjścia.
–
Bzz?
Bzz bzz?
<<
Odbiornik? Niby jak? Nie mamy niczego, co mogłoby być podłączone
do ewentualnej sieci wirusa. >>
–
Wręcz
przeciwnie. Kiedy dostrajałem się do burzy many w obozie IBE,
zyskałem to – wyjął z kieszeni asa pik z wypalonym, fioletowym
symbolem. – A poza tym mam gęś i nie zawaham się jej
użyć.
Kiedy
wyszedł, Promyczek po prostu się roześmiała.
–
Pójdę
za nim. Możliwe, że będzie chciał coś modyfikować na statku –
będzie potrzebował mojej zgody – Velira westchnęła i wyszła z
sali.
***
Na
pokładzie ST Akaszy był dobrze wyposażony warsztat, w którym
można było z powodzeniem dorabiać części oraz prosty fabrykator
do wytwarzania mniej skomplikowanych materiałów. Nie przeszkodziło
to jednak Entiriemu w używaniu iście partyzanckich metod
ulepszeniowych.
Po
czterech godzinach intensywnej pracy odbiornik statku został
ulepszony do wykrywania pola psionicznego o ustalonej częstotliwości.
Przeróbka wyglądała, jakby Kosa za punkt honoru postawił sobie
zrobienie tego w jak najbardziej druciarski sposób.
Przewody
skręcane i izolowane taśmą izolacyjną, bo po co komu lutownica.
Elementy trzymające się tylko i wyłącznie na taśmie klejącej,
drucie oraz modlitwie. Wyglądało to strasznie.
Pomimo
wyglądu działało bez przeszkód.
–
Masz
na statku całe zaplecze, a i tak robisz to na MacGyvera. Niby nie
powinno mnie to dziwić… ale dlaczego? – zapytała Velira.
–
Jakbym
miał robić to porządnie, to zeszłoby około dziesięciu godzin.
Dodatkowo w ten sposób można to łatwo rozebrać i przywrócić
odbiornik do stanu fabrycznego. No bo powiedz mi – jak często masz
do czynienia z polem psionicznym?
–
To…
nie będę próbowała tego ripostować, ale mam coraz większą
ochotę oddelegować cię do zadań w mojej kajucie. Jak masz ręce –
i nie tylko – pełne roboty, to nie tworzysz takich…
innowacji.
–
Może
kiedy indziej, kiedy nie będziemy musieli sobie radzić z
kolektywami dusz, inteligentnymi truposzami, zmowami politycznymi i
ogółem końcami świata… dobrze?
–
Lodziarnia
w Ignis jak skończymy?
–
Ewentualnie
wypad do „Purpurowego Płomienia”… o ile nie wyskoczy kolejna
katastrofa.
Entiri
wyjął kilka kart z futerału, który wisiał przy biodrze. Każda z
tych kart miała na sobie pojedynczy symbol. Mieniły się różnymi
kolorami.
Karty
unosiły się wokół niego i co jakiś czas jakaś lewitowała przed
jego wzrok. Powoli, ale sumiennie, konkretne karty zbierały się
przed nim.
Velira
doskonale znała ten proces. Każdy z tych symboli miał jakieś
znaczenie – znane tylko Entiriemu. Tak właśnie wyglądało
tworzenie zaklęcia na szybko.
Kiedy
unosiło się przed nim sześć kart – jedną z nich był as pik,
którego pokazał wcześniej – rzucił zaklęcie. Nie wypowiedział
ani jednego słowa. Złożony przez niego druciarski bałagan
rozjarzył się na ułamek sekundy.
Po
chwili Velira usłyszała w słuchawce komunikat z mostka.
–
Nie
wiem, co Entiri odwalił z odbiornikiem, ale wykryliśmy
skomplikowaną sieć połączeń psionicznych na terenie
wyspy.
Velira
dokładnie przyjrzała się konstrukcji, następnie kartom, a potem
Kosie.
–
Użyłeś
asa pik jako wzorca energetycznego, żeby określić częstotliwość
fal psionicznych? – powiedziała lekko zdezorientowana.
Kosa
pokiwał głową.
–
Świetnie,
czyli teraz będziemy mogli zebrać informacje z sieci za pomocą
przechwytywacza. Zastanawiam się tylko, po co ta cała drutologia –
wskazała ręką na bałagan.
Kosa
wyjął kolejną kartę i rzucił krótkie zaklęcie. Karta
rozjarzyła się cyframi i literami.
–
Kiedy
jesteś zachwycona, wyglądasz tak uroczo, że nie mam ochoty psuć
ci humoru… ale bez szans. Sieć psioniczna operuje na
częstotliwości około czterystu dwudziestu gigaherców. Ta
czterogodzinna przeróbka pozwoliła ją tylko wykryć. Zebranie z
niej informacji to już większy problem.
–
Czte…
Wiedziałeś od początku?
–
Podejrzewałem.
Gdyby częstotliwość była chociaż trochę mniejsza, to
wykrylibyście jej ślady tuż po przybyciu. Teraz zostało tylko
zerwać połączenia psioniczne i – jeśli to możliwe –
dowiedzieć się, co wirus planuje. Jest tylko jeden, tyci
problem.
–
Nie
masz zielonego pojęcia, jak to zrobić, prawda? – rzuciła z
uśmiechem.
–
Nigdy
nie byłem specem od psioniki… ale być może znam kogoś, kto
jest.
***
–
Dobra,
mogę wiedzieć, dlaczego otwieramy portal, zamiast po prostu
skontaktować się przez komunikator, kryształ albo jakieś
zaklęcie? – Velira brzmiała na lekko poirytowaną. – I dlaczego
idziesz sam?
Byli
na mostku. Kosa stał przy rozkładającej się ramie portalu, a
Velira siedziała w fotelu kapitana.
–
Bo
z Hartuzjanami nie da się skontaktować w inny sposób. I tylko ja
jestem tam mile widziany.
–
Nigdy
nie słyszałam o takiej rasie – rzuciła chłodno Seraya, która
stała obok fotela.
–
Tym
lepiej dla ciebie – odpowiedział Kosa.
Rama
się rozłożyła, powietrze zaiskrzyło i po chwili salę wypełnił
znajomy zapach ozonu zmieszany z czymś jeszcze. Czymś innym.
–
Zamknijcie
za mną portal i otwórzcie go za pół godziny w tym samym
miejscu.
Velira
kiwnęła głową.
Kosa
przeszedł przez portal.
***
Uderzył
go ciepły, wiosenny wiatr. Nieliczne chmury podróżowały leniwie
po niebie. Rozpościerało się przed nim morze zielonych traw i
kwiatów polnych z nielicznymi drzewami owocowymi. Przez środek
polany przepływała przyjemna rzeczka z krystalicznie czystą wodą.
Niedaleko od niego grupka dzieciaków bawiła się w berka. Ktoś
pomachał mu z dystansu.
Była
to bardzo miła odskocznia od ciasnych korytarzy na okręcie i
opustoszałego miasta.
Niespiesznym
krokiem ruszył w kierunku strumyka. Owszem, miał sporo pytań, a
tutaj mógł zdobyć odpowiedzi, jednak nikt nie powiedział, że nie
może cieszyć się z okoliczności przyrody.
Hartuzjanie
byli bardzo ciekawą rasą. Bardzo podobni do elfów, podobnie
długowieczni, ale o wiele bardziej związani z naturą. Ich skóra
była zielona i zdolna do fotosyntezy. Czasem jedli owoce, żeby
poczuć słodki smak, ale nie robili tego często.
Nie
musieli.
Dla
Hartuzjan koncept odebrania komuś życia, żeby przeżyć, był
obcy. Entiri nie wiedział, czy istnieje bardziej pacyfistyczna
rasa.
Był
za to pewien, że nie ma lepszych speców od psioniki.
Na
dużym kamieniu przy rzece siedział Artezim – starszy
społeczności. Pomimo sędziwego wieku wyglądał bardzo młodo.
Pomachał do Kosy zachęcająco.
Entiri
usiadł obok niego. Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
–
Dawno
cię tu nie było… byłbym rad, gdybyś odwiedzał nas częściej.
–
Wybacz,
ale…
–
Wiem,
nie przejmuj się. Skoro jednak przyszedłeś, znaczy, że masz
pytania. Zadaj je.
Entiri
pokazał mu asa pik.
–
Miasto
pełne wskrzeszonych trupów, kontrolowanych przez sieć psioniczną.
Chcemy ją zerwać, żeby odciąć sprawcę od armii, a potem zająć
się również nim.
–
Używać
zmarłych w taki sposób? Bluźnierstwo… Dlatego pomogę.
Artezim
zamilkł, zbierając myśli.
Entiri
zamknął oczy, zrelaksował się.
Starszy
przerwał ciszę po kilku minutach.
–
Symbol
na karcie mówi jasno. Sieć woli, zrodzona z nienawiści, strachu,
gniewu, żalu i… niezrozumienia. Jednak w twoim przypadku to bez
znaczenia. Powinieneś zastanowić się, co jest najlepszym
wyjściem.
–
Z
jednej strony uwielbiam, a z drugiej nienawidzę, kiedy idziesz w
zagadki – rzucił Kosa, drapiąc się po głowie.
Artezim
uśmiechnął się serdecznie.
–
Zarówno
najprostsze, jak i najtrudniejsze rozwiązanie nie zawsze jest tym
najlepszym. Odpowiedź, której szukasz, nie musi być też stała.
Pamiętasz, jak byłeś zamknięty w Belsonie?
–
Nawet
mi nie przypominaj. Sześć długich lat zbierania energii i
materiałów w dość ekstremalnych warunkach. A wszystko, żeby
otworzyć portal, który zamknął się po nędznych piętnastu
sekundach.
–
Jednak
dzięki tym kilku cennym chwilom wysłałeś prośbę o pomoc. Może
właśnie o to chodzi? Powiedzmy sobie szczerze. Nie wybierzesz
niepewnego sojusznika. Nie w takiej sytuacji.
–
Jakiś
wybryk natury czyta w myślach – Kosa uśmiechnął się
szeroko.
Artezim
odpowiedział mu uśmiechem.
–
Dziękuję
za pomoc, przyjacielu. Następnym razem postaram się zajrzeć
towarzysko, a nie kiedy będę czegoś chciał.
–
To
obietnica. Pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile widziany.
Entiri
zamknął oczy, poczuł na skórze zimny, ostry wiatr.
Otworzył
oczy i spojrzał w górę. Błękit nieba ustąpił czerwieni, wysoko
w niebie widział roztrzaskany księżyc. Przed nim rozpościerał
się pas jałowej ziemi, a w oddali majaczyły suche, martwe
drzewa.
Po
rzece zostało jedynie koryto, a obok niego, przybity do skały
włócznią, siedział szkielet. Tylko kamień się nie
zmienił.
Wstał
i szybkim krokiem ruszył do miejsca, w którym miał otworzyć się
portal. W niektórych miejscach widział blade, wypolerowane wichrem
kości.
Nawet
pomimo minionego czasu, wciąż mógł poczuć w powietrzu smród
posoki i palonego mięsa. Nie chciał zostawać tu dłużej, niż to
konieczne.
Portal
otworzył się niedługo po tym. Przeszedł przez niego pewnie, nie
odwracając się za siebie.
***
–
I
jak poszło? – rzuciła Velira, przeglądając coś na tablecie.
–
Starszy
Hartuzjan dalej taki sam. Odpowiada zagadkami i zmusza do myślenia.
Tym pewnie będę się zajmował przez najbliższe pół godziny.
Potrzebuję jakiegoś odosobnionego miejsca – Kosa wyglądał na
bardziej zmęczonego niż wcześniej.
–
Idź
do mojej kajuty. Nie mam nic do roboty, więc jeśli nie przeszkadza
ci moja obecność…
–
Zawsze
lepiej myśli mi się z piękną kobietą w pokoju… – rzucił z
uśmiechem.
–
Flirciarz
– uśmiechnęła się Velira.
–
Ale
od biedy ujdziesz – dokończył z szelmowskim uśmiechem.
Na
mostku zapadła cisza. Nikt nie wiedział, jak ma zareagować na tak
jawną obelgę.
Velirę
również zatkało. Pierwszy raz od dawna nie miała na to
riposty.
Tymczasem
Kosa na pełnym luzie wychodził z sali, jakby się nawet nie
przejmował reakcją kapitan.
–
Nie
mogę tego nie docenić, bo to był dobry tekst… – zaczęła
szeptem, po czym kontynuowała głośniej – Ale sam prosisz się o
to, żebym na stałe przywiązała cię do łóżka lub mojego
fotela.
Po
czym wyszła za nim.
***
Po
wejściu do kajuty kapitana Entiri znalazł się w ciekawej sytuacji.
Siedział rozluźniony na fotelu, pogrążony w myślach o tym, co
powiedział mu Artezim. Na jego kolanach, odwrócona plecami,
siedziała Velira z książką w ręku. Na okładce widniał tytuł:
„Kroniki Obieżysferów: Włóczędzy”. Zapach jej włosów
dopełniał klimat.
–
Jesteś
pewien, że nie przeszkadzam ci w myśleniu?
–
Dopóki
nie robisz niczego, co da mi powód, żeby pozwać cię o
napastowanie, wszystko jest okej.
–
Mógłbyś
to zrobić, gdybyś był członkiem załogi.
–
Mam
na sobie mundur oficera wyższego stopniem, więc mogę. Sama mi go
dałaś.
–
Pociągną
cię do odpowiedzialności za awansowanie swojej kochanki.
–
Nigdy
cię nie awansowałem.
–
A
kto to sprawdzi?
–
…Nie
mam riposty.
Znów
cisza. Kosa mógł wrócić do myślenia.
Co miał na myśli… „niepewny sojusznik”, najtrudniejsze i najprostsze rozwiązanie… Skoro są te dwa, to powinno być też trzecie – pośrednie.
Najtrudniejsze… może chodzi o przekazanie kontroli nad siecią? Myślałem o tym, ale… nie ufam Kolektywowi.
A najprostsze?
Nie, to nie tak. Wiem, jak przekazać Kolektywowi kontrolę – jest to dość proste, ale wymaga przygotowań. Nie mam za to pojęcia, jak zerwać taką sieć. Więc to będzie to najtrudniejsze.
Coś pomijam. „Odpowiedź nie musi być stała.” Obie propozycje są rozwiązaniem raczej stałym. Co jest wykonalne, dość trudne oraz tymczasowe?
Dlaczego wspomniał Belson...
Siedział
tak przez kilka minut, odbijając się od pomysłu do pomysłu. W
końcu jednak wpadł na rozwiązanie.
Kilkusekundowa informacja ratuje życie, ale może też je zabrać.
Zagłuszenie sieci psionicznej będzie tymczasowe i bardzo trudne, ale wykonalne… i to chyba najlepsza opcja.
Szturchnął Velirę w policzek.
–
Na
ile odpłynąłem?
–
Na
cały rozdział. – odpowiedziała, unosząc lekko książkę.
–
Przy
twoim tempie czytania jakieś piętnaście minut. Zwołaj naradę,
mam pomysł.
–
A
magiczne słowo?
–
To
usłyszysz dzisiaj wieczorem.
–
Nie
kuś, diable.
***
Zbyt
częste narady mogą być potraktowane jako oznaka niekompetencji – bo nie potrafią omówić problemu raz a dobrze. Na szczęście na
statku nie było nikogo, kto by im to wytknął.
Kosa
przedstawił swój pomysł: nie trzeba zrywać sieci psionicznej – wystarczy ją na chwilę zagłuszyć.
Pomysł
się spodobał.
–
Bzz,
bzz bzzt.
<<
Hasel, dzwoń do IMT. Mają przygotować zagłuszacze psioniczne na
odpowiednią częstotliwość. >>
–
Rozumiem,
tylko co dalej?
–
Czujniki
wykryły ogromny wzrost pola magnetycznego na terenie elektrowni.
Dodatkowo, przez prześwit w konstrukcji udało nam się zrobić to
zdjęcie. – Seraya uruchomiła rzutnik.
Na
ścianie pojawiło się zbliżenie wnętrza elektrowni. Coś chodziło
w środku. Wyglądało jak postać stworzona z błyskawic.
–
Dodatkowo
podsunęłam gęsi klawiaturę. Arn napisał, że wirus tworzy sobie
ciało z elektronów, trzymane w kupie magiczną barierą.
Kosa
i Hasel jednocześnie walnęli głowami w stół. Reszta obieżysferów
schowała twarze w dłoniach.
–
Jesteśmy
obieżysferami. Prawdziwymi, międzywymiarowymi ekspertami, a nie
wpadliśmy na to, żeby podsunąć gęsi klawiaturę... – jęknął
Hasel z głową na stole.
–
No
i czego tu, gamoniu, nie rozumiesz? – rzucił Kosa, podnosząc
głowę.
–
Wierzcie
lub nie, ale reakcja gęsi była podobna. – rzuciła Seraya.
Przez
chwilę w sali panowała cisza, którą przerwał Hasel, podnosząc
głowę:
–
Dobra,
zagłuszamy sieć i wywabiamy ten piorun. Co dalej?
–
Odgromnik?
– rzuciła Promyczek.
–
Granaty
protonowe. Po połączeniu elektronu z protonem powstanie wodór. –
szybka kontra Sopelek.
–
Zagłuszacz
psioniczny, karabiny i granaty protonowe, zakłócacz anomalii, żeby
cały sprzęt działał, i Kosa z jakimś zaklęciem przebijającym
magiczne osłony na dachu. Po tym, jak wyciągniemy gnoja z
elektrowni, po prostu go rozstrzelamy. Co sądzicie? – podsumowała
Velira.
–
Bzz!
Bzz bzz. Bzzt – bzzt.
<<
Niezły plan! Dzwońcie do IMT, niech wszystko przygotują. Mają się
uwinąć do końca tygodnia. Ciebie to też dotyczy, Kosa. Reszta
może się zrelaksować. >>
Mieli
plan. Teraz tylko go nie spieprzyć.
Komentarze
Prześlij komentarz