Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 11



W Instytucie Magi-Techu chyba pracowali po godzinach… i na porządnej dawce kawy oraz energetyków, bo udało im się dostroić zagłuszacz psioniczny i zbudować zakłócacz anomalii w trzy dni. Było to nie lada osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że zorganizowali też dla Myszki wdzianko izolujące, które miało go chronić przed wyładowaniami elektrycznymi.
Całość sprzętu, wliczając w to karabiny i granaty protonowe, czekała grzecznie w ładowni.

W tym czasie Kosa też skończył. Wziął na warsztat zwykłe rozproszenie magii i lekko je podkręcił. Nie było ani ładne, ani subtelne, ale działało.

W ciągu tych trzech dni mieli również czas na dopracowanie planu, który zaczęli wprowadzać w życie na cztery godziny przed dostawą ekwipunku.
W różne miejsca Zileanu, tuż przy elektrowni, wysłano grupy zwiadowcze z jednym zadaniem: odciągnąć truposze od elektrowni. Zadanie wyjątkowo trudne, bo nie łapały się na najprostsze sztuczki jak wcześniej –jednak w pełni wykonalne.

Dodatkowo przez cały czas prowadzili obserwację elektroni. Cholerstwo nie odeszło od niej na krok… i bardzo dobrze. Muszą mieć czas na rozłożenie zasadzki.

Na dachu budynku stojącego naprzeciw elektrowni ustawili zakłócacz anomalii. Ogromny kloc ze szczotkową obudową, trzymającą się na opaskach zaciskowych, drucie i taśmie klejącej. Różnokolorowe przewody wystawały w jednych miejscach, by zaraz zniknąć w drugich. Dodatkowo w niektórych miejscach można było wyraźnie zobaczyć ślady szpachli. Całość była niedbale machnięta czarną farbą w sprayu.
Ten cud obieżysferskiej myśli technicznej był brzydki jak czarna, gradowa noc listopadowa i chodził na baterii alkatowej, która wystarczała na cztery godziny ciągłej pracy.

Niemniej jednak działał. W promieniu kilometra można było spokojnie używać wszelkiej elektroniki. Zaklęcia też działały normalnie.

Następny był zagłuszacz psioniczny. Mniejsza maszyna, która wyglądała już o wiele lepiej. Pełna, biała obudowa z niebieskimi akcentami, bez wystających kabli. Wyjątek był przy panelu sterowania –żeby dostosować zagłuszacz do odpowiedniej częstotliwości, musieli wymontować regulator. I chyba zrobili to przy pomocy młotka, śrubokręta płaskiego i dobrych chęci.

Członkowie sekcji Z rozłożyli się na pobliskich dachach z karabinami protonowymi. Na dole czekało kilku chłopaków z granatami pełnymi plazmy protonowej, a Kosa stał na ulicy niedaleko wejścia do elektrowni z przygotowanym zaklęciem.

Myszka zszedł do elektrowni, a Hasel włączył zagłuszacz. Powietrze rozdarł trzask pioruna, tuż za nim był potworny wrzask setek gardzieli.

Przez następne parę minut słyszeli tylko trzaski dobiegające z elektrowni.

Po jakimś czasie przez wejście wybiegł Myszka, biegnąc jakby gonił go sam diabeł. Za nim, skokowo poruszał się żywy piorun. Myszka nie mógł zliczyć, ile razy padłby martwy, gdyby nie strój izolacyjny, który był już lekko nadpalony.

Hasel wydał rozkaz przez radio, Kosa rzucił zaklęcie.
Powietrze zaiskrzyło, usłyszeli głośny trzask.

– Strzelać bez rozkazu – krzyknął Hasel.

Z cichym brzękiem odezwały się karabiny, w ruch poszły granaty. Liczba elektronów w ciele, które usilnie próbowało zachować oryginalny kształt, zaczęła się szybko kurczyć.
Po chwili nie było już nic, jedynie fioletowy kryształ wielkości głowy, upadający na ziemię.

Całość nie trwała nawet minuty.

– I co… to już? Padł jak mucha pod kapciem? – rzucił Płomyczek.

– Tak to jest, jak masz czas się przygotować. Wyobraź sobie, jak byśmy się męczyli, gdyby nie ten sprzęt – odpowiedział Hasel.

– Jak się trzymasz? – rzuciła czule Promyczek do Myszki.

– Nic mi nie jest, ale… teraz wiem, jak się czuje przepalony bezpiecznik.

Atmosfera się rozluźniła, chociaż dalej większość sekcji Z była czujna.

Kosa podbiegł do kryształu i wziął go w ręce. Obejrzał go dokładnie.

– Jest cały, żadnych pęknięć ani uszkodzeń – powiedział, owijając kryształ w tkaninę zabezpieczającą.

– Dlaczego właściwie ten kryształ jest taki ważny? – zapytał Myszka.

– Ten kryształ to serce Erutil. Potężny artefakt, istniejący tak długo, jak cywilizacja na tej planecie… być może nawet dłużej. Po śmierci dusza każdego Erutilianina wraca do serca, by być oczyszczona i na nowo odrodzić się w tej społeczności. Dodatkowo ma w sobie całą wiedzę przodków i na jej podstawie wybiera władcę.

– To stąd „wybraniec serca”. – w głosie Myszki słychać było zrozumienie.

Hasel skinął głową.

– Bez serca Erutil nie istnieje samo Erutil. Dlatego tak ważne jest, aby kryształ był cały – podsumował Kosa.

– Nie przesadzasz trochę? Przecież nadal rodziłyby się dzieci, to czysta biologia – dopytywał Myszka.

– Owszem, to biologia. Jednak już raz stracili serce – na chwilę zostało zabrane z Erutil. Przez przypadek. Jednak ta planeta nie jest podłączona pod żadną sieć dusz, więc dzieci rodziły się martwe. Można powiedzieć, że właśnie trzymam w rękach przyszłość całej cywilizacji.

– To co z nim teraz?

– Teraz zamierzam je zbadać. Podejrzewam, że kolektyw dusz siedzi w środku, a to jest… problematyczne. Nie znam się tak dobrze na manipulacji duszami, więc będzie trzeba znaleźć kogoś innego.


***

Zdjęcia satelitarne pokazały jasno, że po wyeliminowaniu stwora z elektrowni zombie przestały się ruszać. Padły na ziemię.

Zwinęli sprzęt i wrócili portalem na ST Akaszę. Od razu została zwołana narada, a premier Equlis i oświecona Endorian byli na łączu. Serce Erutil leżało bezpiecznie na stole.

To burzliwe spotkanie trwało kilka godzin i podjęto na nim parę wyjątkowo ciężkich w skutkach decyzji.
Po pierwsze – ST Akasza ma wrócić na Endorę. Wykonali już swoje zadanie.

Po drugie – na kontynent i do Zileanu w Erutil zostaje wysłanych kilka oddziałów śledczych obieżysferów. Mają rozkaz przetrząsnąć wszystko, od piwnicy po dach, i ustalić, czyje debilne decyzje doprowadziły do tej sytuacji. Winni, o ile jeszcze żyją, trafią przed Equliański sąd.

Po trzecie – sekcja Z zostaje chwilowo na miejscu. Mają upewnić się, że wyspa jest wolna od chodzących truposzy.

I wreszcie czwarty punkt: Serce Erutil. To zbyt skomplikowana sprawa, żeby podjąć decyzję ot tak. Zarówno premier Fellan Roen, jak i oświecona Arieth zel Nareen uznali, że nie mają odpowiednich kompetencji, żeby decydować w tej sprawie. Wszyscy spojrzeli na Entiriego.

– Co się tak na mnie patrzycie?

– Jesteś członkiem Rady Czterdziestu, więc masz wyższe kompetencje niż ja czy oświecona – odpowiedział rzeczowo Fellan.

– Rozwiązaliśmy ją po założeniu Equlis, więc nie, nie mam.

– Mimo to ładnie prosimy z wisienką na wierzchu. I obiecuję dać Velirze trochę wolnego – Arieth uderzyła w czuły punkt.

Wspomniana pani kapitan spojrzała na Entiriego błagalnie. Ten mógł tylko westchnąć.
Kiedy zebrał myśli, odezwał się:

– Mogliśmy zabrać serce na statek, bo jest w obrębie tego samego wymiaru, ale wyniesienie go do innego świata będzie miało raczej nieprzyjemne skutki. Trzeba ściągnąć kogoś ogarniętego tutaj.

– Bzz bzz bzz. Bzzt – bzzt.
<<Znakomity pomysł! Szkoda tylko, że niewykonalny. Żaden kowal dusz nigdy nie opuścił swojej kuźni.>>

– Dlatego trzeba kogoś innego. Proponuję Darińskich czytaczy dusz.

– Toś odpłynął, Kosa. Darinianie na to nie pójdą, przecież toczyli wojnę z Erutil przez kilka wieków.
Fellan powiedział to, co wszyscy myśleli. Oświecona tylko kiwnęła głową.

– W teorii masz rację, w praktyce wojna toczyła się właśnie o serce. Darinianie chcieli je zbadać i ewentualnie skopiować, ponieważ chcieli wprowadzić podobny system. Jak usłyszą o badaniu serca i wyciąganiu dusz z kolektywu, zabiorą się za to z pocałowaniem ręki.

– To… to się może udać. Będzie trzeba ich jednak pilnować. To dość impulsywne społeczeństwo – powiedziała Arieth.

– Nie zrobią nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób zaszkodzić sercu. Dodatkowo, po zawarciu traktatu ich sytuacja ekonomiczno-społeczna znacząco się poprawiła. Nie będą ryzykować złamania warunków traktatu – to dla nich zbyt niebezpieczne – skontrował Hasel.

– Czyli ustalone. Kosa poleci przekonać Darian do pomocy, a potem wraca do Erutil pomóc w śledztwie – zadowolony Fellan klasnął w ręce.

– Chyba cię pojebało – odciął się Entiri.

– Wiesz, że jestem twoim przełożonym… prawda?

– Przypadkiem to nie ty zwaliłeś na mnie przed chwilą decyzję, co do której nie masz kompetencji, zasłaniając się moją przynależnością do Rady Czterdziestu?

– Tak, niemniej jednak…

– Niemniej jednak swoje zadanie na Erutil wykonałem i nie zamierzam babrać się w bagnie, jakim jest śledztwo polityczne. Do Darian wyślij kogoś innego. Kogoś, kogo Darianie lubią.

– Możesz przestać ignorować łańcuch dowodzenia i ośmieszać mnie przed oświeconą? – Fellan zapytał zrezygnowany.

– Przepraszam, w takim razie od dzisiaj nie przyjmuję zleceń rządu Equlis. Znajdź sobie innego kretyna.
Kosa uśmiechnął się szeroko i zaczął iść w kierunku wyjścia z sali. Odwrócił się tuż przed drzwiami.
– I spokojnie – ośmieszyłeś się w moich oczach wystarczająco tym, że jesteście na podzielonym ekranie, pomimo siedzenia w tym samym pokoju.

Fellan zarumienił się lekko, Arieth roześmiała się delikatnie.

– Naprawdę, powinniście dać sobie spokój z tą szopką polityczną. Equlis i Endora zawsze trzymały się razem, więc przestańcie w końcu udawać.
Po tym zdaniu Kosa wyszedł z sali.


***

Entiri siedział na stołówce statku i patrzył przez okno, kiedy usiadła przy nim Velira.

– Skąd wiedziałeś, że są w jednym pokoju… i czy musiałeś być taki ostry?

– Endora i Equlis to ten sam upływ czasu, a stolice mają podobną strefę czasową. Jest tam sobota – w weekendy zawsze siedzą ze sobą. I tak, musiałem być ostry. Od jakichś czterech miesięcy nie miałem porządnego dnia wolnego. Znaczy… miałem mieć tydzień urlopu, ale wyskoczyła sprawa z Erutil. Chcę trochę odsapnąć.

– Wiesz, znając twoje szczęście, znowu wyskoczy coś, czym będziesz musiał się zająć, więc… może lepiej było przyjąć tę robotę?

– Wszystko jest lepsze od politycznego bagna… WSZYSTKO!

Velira parsknęła śmiechem, po czym zapytała:

– No to skoro masz już wolne, i ja też mam wolne dzięki tobie, to może wyskoczymy gdzieś razem?

– Bardzo podoba mi się ten pom…

Jego wypowiedź przerwał posłaniec sekcji Z, który podbiegł do stołu.

– Kosa, dwie godziny temu z Equlis wyruszyła grupa kotów ze swoim mentorem. Stracili z nimi kontakt od razu po skoku.

Entiri walnął głową w stół i jęknął głośno.

– Idź z tym do kogoś innego, mam zaplanowaną randkę na wieczór – odparł kompletnie zrezygnowany.

– Spójrz chociaż na odczyty, to powinno cię zaciekawić – powiedział posłaniec, podając mu dwie kartki A4.

Entiri przeleciał je wzrokiem, w jego oku pojawił się błysk.
Velira doskonale znała ten blask – czysta, niczym nieskrępowana, dziecięca ciekawość. Doskonale wiedziała, że nici z randki.

– Leć, widzę, że chcesz.

– Wiesz… bardzo możliwe, że też będziesz brała w tym udział.

Podsunął jej raport pod nos. Przejrzała go na szybko i był zdecydowanie dziwny. Nagła fala energii tuż po otwarciu portalu. Dziwne echo energetyczne po jego zamknięciu. Urwany kontakt i przede wszystkim kompletny brak informacji zwrotnej czy kontaktu z drugiej strony.

– Zupełnie jakby weszli w otchłań – powiedziała cicho.

– Jeśli to nie jest jednorazowe, to jestem pewien, że rząd Endory też będzie chciał brać udział w tej ekspedycji.

****

Hej, tu Feris – autor tego grafomańskiego potworka.
To koniec pierwszego tomu, ale spokojnie – drugi już się pisze. Będzie trochę inny w tonie i będzie się w nim działo zdecydowanie więcej.

Jeśli dotarłeś aż tutaj: dziękuję. Naprawdę.
I mam jedną, ogromną prośbę – zostaw komentarz. Napisz, co ci się podobało, co zgrzytało, co było dobre, a co do poprawki.

Nie chcę być autorem, który pisze średnio, ale myśli, że stworzył narracyjne złoto – tylko dlatego, że nikt mu nie powiedział inaczej.
Dlatego nie krępuj się. Jeśli coś było słabe – napisz to.
Autor rozwija się dzięki krytyce.

Dodatkowo małe ogłoszenie: robię przerwę od publikacji i nie wiem, kiedy wrócę. Kolejny tom będzie specyficzny i chcę mieć rozpisaną przynajmniej połowę przed publikacją pierwszego rozdziału.

Dzięki raz jeszcze. Do zobaczenia w tomie drugim!


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 8

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 4

Przygody Entiriego: Echo Erutil. Rozdział 3