Witamy w Piekle. Rozdział 12 - Equliańska stocznia gwiezdna
Po zaspokojeniu podstawowych potrzeb – to jest po kawie i budyniu – Entiri poszedł do namiotu dowodzenia.
W środku było cicho i pusto, widać każdy miał coś do roboty. To był bardzo dobry znak, bo gdyby cały czas siedzieli i naradzali się, żadna decyzja nie zostałaby podjęta.
Usiadł przy zawalonym papierami i kubkami po kawie stole i podpiął się do tutejszego komputera.
Zrzucił na dysk wszystkie filmy i zdjęcia zrobione na krawędzi, dodając kilka notatek.
Kolejnym krokiem było nawiązanie połączenia z ST Akaszą. Znowu wykorzystał Equlis jako pośrednika.
Po kilku sekundach połączenie zostało nawiązane.
– Jak będziesz tak często dzwonić, to pomyślę, że się stęskniłeś albo masz poważne kłopoty – rzuciła wesoło Velira.
– Dzwonię zapytać, czy nie jesteś zainteresowana fotowoltaiką – Entiri uśmiechał się jak jakiś akwizytor.
– Jeśli naprawi to JG3, to z wielką chęcią posłucham o najnowszej ofercie.
– Generator nie jest zepsuty, to błąd mechaniczny, ale nie systemu ani tym bardziej generatora. Złożyli już go do kupy?
– Tak, ale właśnie przymierzali się do tego, żeby go znowu rozebrać lub wymienić na JG6.
Entiri uderzył się otwartą dłonią w czoło.
– Jakiego debila Equlis ci przysłało? Daj mi go tutaj – rzucił zażenowany Kosa.
Po kilku minutach na ekranie pojawiła się twarz podstarzałego technika z poplamioną, siwą brodą.
– Jarred? Od kiedy ty robisz na kontraktach equliańskich?
– Chcieli eksperta od technologii JG, Kosa.
– I widzę, że nie mogli go znaleźć, więc wysłali ciebie.
– Posłuchaj ty mały…
– Zamknij ryj i słuchaj. To nie jest błąd mechaniczny. To problem mechaniki wymiarowej. Wyślę ci koordynaty, spróbuj dokonać skoku.
Jarred poburkał pod nosem, ale wklepał koordynaty w komputer nawigacyjny i spróbował odpalić generator.
Po chwili okrętem zatrzęsło, a na ekranie wyskoczył błąd.
– Znowu 12C. Co masz na myśli przez „błąd mechaniki wymiarowej”?
– Współrzędne, które ci podałem, prowadzą do środka mojej torby podprzestrzennej – rzucił cicho Entiri.
Jarreda zatkało, podobnie jak Velirę. To była bardzo ważna, ale trudna do przetrawienia informacja.
– Teraz to ma sens. Wnętrze torby przechowania to wymiar kieszonkowy, a do takiego nie można się dostać normalnymi metodami. Potrzebny jest do tego swego rodzaju drogowskaz i coś, co pozwoli ustawić połączenie fizyczne – powiedział powoli Jarred.
– Innymi słowy jesteście we wnętrzu wymiaru kieszonkowego, a żeby napęd zadziałał, musielibyśmy użyć splątania kwantowego albo innego mechanizmu kierunkowego. Wiedziałeś o tym? – zapytała Velira.
– Podejrzewałem to po zobaczeniu logów. Ale teraz mamy pewność. Wiem też na pewno, że nie mamy wystarczająco dużo wiedzy, żeby ściągnąć tu tak masywny okręt jak Akasza.
– Endora nie ma obecnie wolnych statków, szczególnie tych mniejszych. Ustal maksymalne wymiary okrętu i przedzwoń do Oświeconej. Może ona wie o jakimś wolnym endorańskim statku – rzuciła poważnie Velira.
– Czyli nic tu po nas, zbieram swoją ekipę i wracamy na Equlis – rzucił krótko Jarred, wychodząc z mostka.
Entiri zakończył połączenie i wziął się za obliczenia.
***
Siedział tak od bitych trzydziestu minut, próbując doprecyzować dane. W takiej sytuacji wszystko musiało być wyliczone dokładnie. Długość, szerokość, wysokość, pole powierzchni i masa statku nie mogły przekraczać określonych wartości.
Właśnie je Kosa starał się wyliczyć.
Pośród naturalnego szumu obozu oraz tonów utworu „The Market”, który leciał z głośników obozowych, usłyszał coś jeszcze.
Zbliżające się kroki. I nawet domyślał się, kto idzie do namiotu. Z obecnych w obozie tylko Kasor miał tak lekki, a jednocześnie niechlujny krok.
No tak, elf, który walkę widział tylko w książkach.
Kasor wszedł do namiotu i przysiadł się do Entiriego. Przez chwilę zerkał na ekran monitora. Próbował rozpracować, co właściwie liczy Kosa, jednak poddał się po paru chwilach.
– Co porabiasz? – zagaił lekko.
– Liczę maksymalne wymiary okrętu, który można tu ściągnąć… a potem pójdę szukać odpowiedniej sztuki – rzucił Entiri.
– Skoro o tym mowa, możesz mi wyjaśnić, dlaczego właściwie Equlis nie ma stoczni gwiezdnej?
Entiri spojrzał na niego lekko zażenowanym wzrokiem.
– Wolisz krótką czy długą wersję? – odpowiedział spokojnie Kosa.
– Rozumiem, że przeszkadzam w ważnych sprawach, więc krótką.
– Za każdym razem, kiedy próbujemy ją zbudować, kończy się katastrofą. Ostatnio mieliśmy nawet kilku z fixem do ciągłego nadzoru budowy. Eksplozja zbiornika z paliwem wyjebała ładny kawałek pierścienia orbitalnego wokół Equlis.
Takiej odpowiedzi Kasor się nie spodziewał.
– Aż tak?
– Gorzej. Paliwo było sprowadzone z Endory i było w pełni bezpieczne. Dosłownie wszystko było tam przewidziane, nie było mowy o błędzie. Zupełnie jak wtedy, kiedy zamawiam statek w jakiejś stoczni w innym wymiarze. Niezależnie od tego, czego bym nie zrobił, zawsze jest niedokończony i muszę wszystko poprawiać.
– To może pożyczysz od któregoś ze znajomych Obieżysferów? Według kronik macie dużą flotę…
– To też odpada. Cykl życia obieżysferskiego okrętu kosmicznego wygląda następująco: jest sobie, Obieżysfer leci nim na daleką wyprawę, ginie na tej wyprawie i jakimś sposobem wraca do Equlis, a statek jest zbyt daleko, żeby po niego wracać. Sam mam przynajmniej trzy takie okręty.
– To jak dokładnie zamierzasz zdobyć statek?
– Przedzwonię do Oświeconej, możliwe, że mają jakiś wolny.
– A jeśli nie?
Entiri przysunął się do Kasora i objął go ramieniem.
– Gdzieś tam, w wieloświecie, jest naprawdę wiele różnych istot inteligentnych, które mają u mnie dług. Często bardzo duży… najwyższa pora, żeby się spłacili. Nie sądzisz?
Kasor przełknął ślinę. Znał Entiriego już od jakiegoś czasu i zdecydowanie nie chciał go widzieć w roli windykatora.
Dlatego też nie zamierzał się w to pakować.
– To ja skoczę sprawdzić, czy nie jestem nigdzie potrzebny. Powodzenia. – rzucił szybko Kasor, wstając i wychodząc z namiotu.
Entiri wzruszył tylko ramionami i wrócił do obliczeń.
***
– Dobra, podsumujmy… biorąc pod uwagę mechanikę wymiarową i teorię splątania Hessena Birsa, musiałbym użyć dwóch splątanych kwantowo cząstek, które chciałyby się połączyć. Z ich pomocą ustawić połączenie wymiarowe. – Entiri siedział na krześle w namiocie dowodzenia i patrzył w sufit.
Upił łyk zimnej już kawy i spojrzał na specyfikację techniczną ST Akaszy.
– Problem w tym, że zużycie energii takiego skoku kierowanego rośnie wraz z masą i rozmiarami obiektu. Użycie tunelu z Equlis też odpada. Nasza największa brama ma około szesnastu metrów średnicy, zbudowanie odpowiednio dużej potrwa wieki.
Spojrzał na swoje krzywo pokreślone obliczenia.
– Tak, to już pewne. Biorąc pod uwagę koszty energetyczne, stabilność skoku oraz statystyczną wytrzymałość rolki szarej taśmy klejącej, statek nie powinien przekraczać pięćdziesięciu ton. Długość do trzydziestu metrów, szerokość do dwudziestu i wysokość nie większa niż dziesięć metrów.
Dopił kawę i zaczął nawiązywać połączenie z Oświeconą.
– I nie chce wyjść inaczej… kurwa, mały ten okręt.
Połączenie zostało nawiązane, a na ekranie pojawiła się twarz Oświeconej Endoran Arieth zel Nareen. Z jej długich, brązowych włosów ze srebrnymi pasemkami spływała woda. Dodatkowo była owinięta w ręcznik.
Wyraźnie dopiero co wyszła spod prysznica… albo z kąpieli. Entiri nie chciał drążyć.
– Kosa, mógłbyś łaskawie przestać ignorować oficjalne kanały? Byłoby też miło, gdybyś dzwonił, kiedy nie ma mnie pod prysznicem. – rzuciła, wycierając włosy.
Czyli jednak prysznic.
– Oficjalny kanał by zajął, a potrzebuję odpowiedzi teraz. Masz jakiś wolny okręt? Nie więcej jak pięćdziesiąt ton…
– No bardzo zabawne – przerwała mu Arieth. – Jedynym wolnym statkiem jest Akasza, którą już oddałam do waszej dyspozycji i mają problemy z napędem. Poza tym dobrze wiesz, że najlżejszy statek Endory waży około trzystu ton. Po co ci coś tak małego?
– To nie problem z napędem. Dysmeria jest wymiarem kieszonkowym, a przynajmniej tak sądzę. Przerzucenie tutaj czegoś ponad konkretne wymiary to ból w dupie. Wasza stocznia działa?
Arieth zaklęła szpetnie pod nosem. Na co dzień pokazywała się jako dostojna i łagodna przywódczyni Endory, jednak Kosa miał przywilej zobaczyć jej ostrzejszą stronę.
– Stocznia przechodzi remont. Mieliśmy małe problemy. Nie będzie operacyjna jeszcze przez jakiś miesiąc. A potem projektowanie okrętu, budowa… jakieś cztery miesiące. Ale nie znam się na tych kwestiach, więc pewnie dłużej. – odpowiedziała sucho.
– No nic, wielkie dzięki za pomoc. Zdobędę coś na własną rękę.
– Zaczekaj, skoro idziesz zbierać stare długi, weź ze sobą Velirę. Marudziła ostatnio, że się nudzi.
Entiri uśmiechnął się i pokiwał głową. Połączenie zostało zakończone.
Przeciągnął się, dopił kawę i wyszedł z namiotu. Miał przy sobie wszystko, czego potrzebował, jednak odpowiedzialnym byłoby poinformować kogoś, że wybywa na dzień lub dwa.
Na początek zahaczył o Brexa, który kierował się do namiotu dowodzenia.
– Hej, Brex, wybywam na parę dni z Dysmerii. Muszę zdobyć jakiś statek.
– Ta, ta, jasne… czekaj, co?!
– To, co słyszałeś.
– I zostawiasz mnie z tym wszystkim? I jaki statek, mamy przecież Akaszę…
– Daj spokój, masz Ressa, Vertisa, paru innych. Chyba nie zginiecie przez kilka dni. – powiedział Entiri, idąc szybko w kierunku Ressa.
Brex westchnął głęboko. „Za jakie grzechy?” – zdawała się mówić jego twarz.
***
Ress koordynował właśnie wycinkę, żeby była równiutka, kiedy podszedł do niego Entiri.
– Ress, nie odwracaj się, nie chcemy drażnić twojego fixa moim wyglądem. Wybywam na kilka dni, muszę zdobyć statek. Zawiadomiłem już Brexa, powodzenia.
Ress pokiwał tylko głową, nie odwracając się. Co z oczu, to z serca.
***
Następnym przystankiem była Akasza. Kosa otworzył sobie portal bezpośrednio na mostek. Zignorował przy okazji kilka procedur, ale średnio go to obchodziło. Chciał to załatwić szybko.
Powitało go ostre spojrzenie Seray ta Venn, pierwszej oficer okrętu.
– Entiri, ignorujesz protokół – rzuciła sucho.
– Seraya… zmieniłaś fryzurę? Dobrze to wygląda – odpowiedział spokojnie.
Na mostku zapanowała kompletna cisza. Nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
Serayę zbiło to z tropu, już chciała się odezwać, jednak Kosa ją ubiegł.
– Zabieram twoją kapitan na małą wycieczkę, bo muszę skombinować mniejszy okręt. Mogę wiedzieć, gdzie ona jest? – zapytał spokojnie.
– W swojej kajucie… nie, czekaj, jak to zabierasz kapitan? Kto to zatwierdził? – wizerunek spokojnej pierwszej oficer ustąpił miejsca zdziwieniu.
– Wasza najwyższa przełożona, sprawdź maila – powiedział, wychodząc z mostka.
Seraya stała oszołomiona ze wzrokiem wbitym w drzwi, które zamknęły się za Entirim. Sprawdziła na swoim tablecie pocztę. Była tam wiadomość od Oświeconej o zaistniałej sytuacji.
– Dlaczego oni zawsze muszą ignorować protokół?! – rzuciła głośno.
Po chwili jednak zorientowała się, że nie jest sama na mostku. Szybko doprowadziła się do odpowiedniego stanu, przybrała poważną minę i omiotła mostek spojrzeniem.
– Wracać do pracy – rzuciła chłodno.
***
Spacer przez korytarze okrętu był szybki. Entiri znał trasę dość dobrze, więc po paru minutach był przed kajutą kapitana. Zapukał w drzwi.
– Wejść – usłyszał po chwili.
Wszedł do środka. Velira siedziała w pełnym umundurowaniu przy komputerze, nawet nie odwróciła się w jego stronę.
Entiri podszedł i spojrzał jej przez ramię. Ekran był wypełniony wzorami matematycznymi, w których było więcej liter niż cyfr.
– Zapomniałaś wziąć pod uwagę wytrzymałość taśmy klejącej.
– Dlaczego miałoby mieć to znaczenie przy wytrzymałości kadłuba?
– Znam realia inżynierów na statkach. Nie zawsze jest dostęp do drutu.
– Normalni ludzie używają spawarek.
– Czyli zakładasz, że technicy to ludzie, dobrze wiedzieć.
Oboje uśmiechnęli się na tę wymianę zdań.
– Przychodzisz na nockę, czy zamierzasz mnie wyciągnąć na kolację? – zapytała po cichu.
– Myślałaś kiedyś o zmianie pracy?
– Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie… i tak, zdarzało mi się.
– To chodź, Arieth upoważniła mnie do przeszkolenia cię w pracy windykatora. Musimy upomnieć się o kilka długów.
– Czyli w końcu mogę rozruszać kości. Gdzie konkretnie?
– Stacja kosmiczna Arenis w wymiarze Galhadi. Powinny być tam przynajmniej trzy osoby, które mogą załatwić mi odpowiedni okręt w ramach spłaty długów.
– Wskoczę w inne ciuchy i możemy lecieć – odpowiedziała, wstając od biurka.
***
Przebranie się w odpowiednie ubrania trochę jej zajęło. Jednak kiedy skończyła, efekt był nieziemski.
Mundur Endoriańskiej floty został zastąpiony przez czarne spodnie, czerwoną bluzkę z odsłoniętym brzuchem oraz czarną, skórzaną kurtkę.
Fryzura też się zmieniła. Luźno zwisające, proste włosy zastąpił wysoki ogon z grzywką zasłaniającą lewe oko. Dodatkowo użyła na nich jakiegoś zestawu do farbowania, bo w blond zostały wplecione neonowo purpurowe pasemka.
Ostry makijaż i kabura na prawym udzie dopełniały obrazu tej, jakże niebezpiecznej kobiety.
Entiri zagwizdał z wrażenia.
– Jak to wygląda? – zapytała flirciarsko.
– Ślinię się na twój widok. Muszę przyznać, że brakowało mi cię w edycji „Noctis, mafijna królowa”.
– Już zapomniałam, jak dobrze to na mnie leży. – Obejrzała Kosę dokładnie, po czym dodała: – A mnie brakowało trochę Entiriego w wersji chłopaka z ulicy.
Kosa też zdążył się przebrać. Sprane, ciemne jeansy, ciemnoszary T-shirt bez nadruków, skórzana kurtka ze srebrnymi haftami wzdłuż rękawów. Do tego rękawiczki bez palców i kabura na prawym biodrze, a przez plecy miał przewieszony swój ulubiony karabinek. Wygodnie, funkcjonalnie i przy okazji wyglądał znośnie.
– Zaraz… czy to to samo cacko, którego używałeś podczas wojen Kurońskich? – zapytała, wskazując na karabinek.
– To filozoficzne pytanie.
– Niby w jaki sposób?
– Każdy element tego cacka został wymieniony przynajmniej trzy razy. Zużycia, uszkodzenia itd. Więc czy to wciąż ten sam karabin?
– Okej, masz rację, filozoficzna dysputa. Nie wchodźmy w to… też chciałabym mieć jakąś „swoją” broń, zamiast latać z masowo produkowanym badziewiem. – mówiąc to, dotknęła pistoletu w swojej kaburze.
– Zrobię ci coś w wolnej chwili – odparł krótko.
– Seraya, przejmujesz dowodzenie. Dam znać, jak wrócę – rzuciła Velira do słuchawki.
Następnie szybkim ruchem wyjęła ją z ucha i schowała do kieszeni, tylko po to, żeby uniknąć wykładu pierwszej oficer.
Entiri zapalił ziołowego papierosa i otworzył portal. Przeszli przez niego w milczeniu.
Komentarze
Prześlij komentarz