Witamy w Piekle. Rozdział 9 - Gulasz, logi i chaos
Uniknął cięcia z góry i pobiegł do przodu. Kolejne cięcie świsnęło mu nad głową. Skręcił w bok, wbiegając w gęste krzaki. Było ciemno, biegł na czuja. Odskoczył w prawo i na odlew ciął mieczem sylwetkę obok. Rozproszyła się w powietrzu. Usłyszał niski skowyt, serce waliło mu jak diabli, krew szumiała w uszach. Biegł dalej. Zerknął za siebie. Dalej tam jest. Nie zdąży. Wiedział o tym. Pozostaje tylko walczyć. Odwrócił się z ostrzem gotowym do cięcia. Cóż, każdy kiedyś umrze. Bam! Otworzył oczy – widział nad sobą płótno namiotu. Sam leżał na ziemi obok łóżka, dalej zaplątany w pościel. Nie ma to jak spaść z łóżka z powodu koszmaru. Leżał tak jeszcze przez chwilę, zbierając myśli. Entiri nie miewał koszmarów. Ale kiedy już się pojawiały, to oznaczały tylko jedno. Kłopoty. Wstał i pościelił łóżko. Nie przebierał się przed snem – katastrofy nie czekają, aż się ubierzesz. Sprawdził godzinę na karwaszu. Szósta piętnaście czasu Equliańskiego. Nieźle, biorąc pod uwagę, ż...